niedziela, 7 grudnia 2014

Rozdział 6



Rozdział 6
     Aktualnie jestem już w swoim pokoju. Mam jednak niewiele wolnego czasu, bo za niecałe dziesięć minut spotkam się ze stylistą, czyli w tym wypadku stylistką, którą jest Megan. Postanawiam iść się odświeżyć, więc podążam w kierunku pierwszych – lepszych drzwi, które wydają mi się prowadzić do łazienki. Nie jest to jednak miejsce, do którego zmierzałam, ale obszerna szafa, mająca jakieś dziewięć metrów kwadratowych. W dodatku jest jeszcze zaopatrzona w przeróżne rodzaje strojów. Są tu futra, peruki, pióropusze, suknie z pawich piór, itp. To wszystko na specjalnych stojakach. Znajdują się tu również tony kosmetyków, ale to w drugim schowku. Jestem pewna, że w takich ,,kreaturo-kreacjach’’ będę wyglądała okropnie. Pewnie dla tego założyłam długą wieczorową suknię, ozdobioną pawimi piórami i nadmiarem brokatu. Na włosy spięte w kok ubrałam jedną z niebiesko-zielonych peruk, by efekt był jeszcze bardziej zadziwiający.
- No, moja gwiazdo… - wchodzi Megan i patrzy na mnie jak na ósmy cud świata. – Wyglądasz prześlicznie! Jesteś taka piękna, że już nie jestem ci potrzebna. Wręcz idealna! Ale dlaczego? Dlaczego oni chcą was tam wysłać, na tę rzeź. Dlaczego, dlaczego?!
     W zasadzie nie powinno mnie dziwić jej zachowanie, bo to Kapitolinka, ale ta niepokojąca, jakby specjalnie wymuszona zmiana tematu. Jak gdyby coś przede mną ukrywała. To coś, czego pewnie nie powinnam wiedzieć, a ona prawie mi to powiedziała. Muszę się dowiedzieć o co chodzi.
- Oczywiście, że jesteś mi potrzebna – usiłuję udawać, że jej poprzednie zachowanie było całkiem normalne. – W końcu to ty jesteś stylistką, prawda?
- Tak. Tak, prawda. – Allen wymigująco się uśmiecha. – Dobrze, a więc zaczynamy! W pierwszej kolejności; to jest twój strój – stylistka przebiera rękoma w ubraniach, po czym wyciąga z szafy dość… a raczej mało zakrywający ciało kombinezon o kolorze purpury. Następnie otwiera trzecie z brzegu drzwi, za którymi chowają się buty. Bierze czarną, lakierowaną parę z wysokim stanem, po czym łapie za równie połyskujący pasek i kładzie przy moim łóżku, na którym w międzyczasie usiadłam. Kolejno otwiera wszystkie szuflady w drugiej z brzegu szafie z kosmetykami, a po chwili delikatnie opuszcza na moją lekko wysuniętą dłoń czarny, błyszczący zestaw; kolczyki-łezki, bransoletkę również z motywem łezek i łezkowy wisiorek, ciągnący się z jej na moją dłoń.
- Włóż to, a później zajmiemy się resztą – patrzy na mnie opiekunka, jakby wydawała córkę za mąż, którą w tym wypadku byłam ja.
     Szybkim, aczkolwiek spokojnym krokiem zmierzam do czwartych z kolei drzwi, które już muszą być łazienką, do której już dawno miałam się udać. Delikatnie przekręcam kryształową gałkę i jednocześnie psuje jej wypolerowany na wysoki połysk kapitoliński urok. Moim oczom ukazuje się ogromna przestrzeń wypełniona najróżniejszymi sprzętami i dekoracjami. Z niedowiarstwa aż pytam:
- To… to jest łazienka?
- Tak, specjalnie dla ciebie!
     Lekko uśmiecham się do Allen i zamykam za sobą drzwi. Naprawdę czuję się tutaj inaczej.. każdy centymetr wydaje się być tu zaplanowany, a jednak widać przepych, nienaganną twórczość i pozytywnie tkliwą atmosferę. Kładę ubrania na podłodze, po czym prostuje się i podchodzę do lustra.
- Kiedy stąd wyjdę będę już kimś innym, nie sobą. Nie będzie mnie. A skoro nie będzie mnie tutaj, to tym bardziej zabraknie mnie na arenie…
- Co mówisz?! – stoi za drzwiami Megan – Jesteś już gotowa?
- Prawie – odpowiadam nie śpiesząc się. Chwilę później chwytam ubrania, które powierzyła mi mentorka, pośpiesznie się przebieram i wychodzę z tajemniczego pomieszczenia.
     Podchodząc do lustra, nieco się dziwię, bo zamiast brzydkiej, głupio ubranej idiotki, której się spodziewałam widzę silną, stanowczą i piękną kobietę, którą właściwie już jestem, bo według nowego systemu dorosłość osiąga się w wieku szesnastu lat, czyli tylu, ile trwa już moja ,,wędrówka’’ na Ziemi, mająca się wkrótce skończyć.
- Jesteś taka śliczna! – zachwyca się Allen. – No dobrze, teraz zajmiemy się makijażem!
     Opiekunka spokojnie podchodzi do drugiego schowka, w którym kryją się kosmetyki i otwiera drewniane drzwi. Po chwili zastanowienia bierze do ręki jeden z licznych podkładów i kładzie na toaletce, po czym zabiera ze sobą jeszcze puder, paletę cieni i pędzelek. Bez słowa nakłada mi podkład na twarz i dekolt, lekko go wklepując. Chwyta puder i pędzelek kładąc na mojej twarzy dodatkową tonę tapety, po czym oddal się parę kroków w linii prostej i patrzy na mnie. Następnie znowu się przybliża i bierze do ręki paletę cieni do powiek.
- Chcesz by były bardziej rozjaśnione, czy przyciemnione? – pyta dziwnym tonem, jak gdyby uważała, żeby się z czegoś nie wygadać.
- Rozjaśnione – odpowiadam po chwili namysłu.
     Stylistka kręci głową patrząc na paletkę i podchodzi do szafy pełnej kosmetyków, wybierając inny zestaw do ,,tapetowania’’ mnie. Zdecydowanym krokiem podchodzi do toaletki, przy której siedzę i mniejszym pędzelkiem nakłada cienie, prosząc przy tym o zamknięcie oczu. Później maluje moje oczy czymś czarnym, działającym podobnie jak kredka do oczu. Kiedy uznaje, że jej dzieło zostało ukończone dwa razy głośno klaska w ręce. Na ten znak do pokoju wchodzi jakiś mężczyzna.
- Witam, nazywam się Darren Zeor i jestem twoim fryzjerem – grzecznie oznajmia przybyły gość. – Jak tniemy? – zwraca się do Megan.
- Wcale. Chcę, by była naturalna.
- Ach, rozumiem. W takim razie co zrobić?
- Klasyczną Górę, ale nieco bardziej zniżoną – uśmiecha się Allen i daje mi znak, by zrobić to samo, więc wdzięcznie się szczerzę, po czym artysta zabiera się do pracy.
     Najpierw rozpuszcza mój warkocz i starannie rozczesuje każdy kosmyk. Po tym, bierze górną warstwę włosów i tapiruje tak długo, aż dosłownie stoją pionowo. Następnie przypina je całą paczką wsuwek i zabiera się za resztę. Mianowicie robi warkocz z włosów po mojej lewej stronie, natomiast po prawej wymusił z trudem w miarę staranną grzywkę. Jednak warkocz plecie  dziwnie, nie tak, jak zawsze się plecie. Robił to jakoś od dołu, później stopniowo do góry.    Efekt jednak nie był inny od zwykłego warkocza. Po chwili znów zajął się ,,stojącą’’ częścią mojej grzywy, przypinając ją na dół, nie psując jednak jej stojącej postaci. Warkoczem zakrywa sznur spinek i ,,wylewa’’ na mnie tonę brokatu.
                 
                       
     Z tym ,,czymś’’ na głowie czuję się trochę dziwnie i już się tak sobie nie podobam, jak przedtem. Próbuję to jednak zakryć przed moimi ,,Guru Mody z Kapitolu’’, bo tutaj to najnowszy krzyk mody, a przynajmniej Megan tak mówi. Chociaż moim zdaniem to krzyk, owszem, ale przeraźliwy.
- No, i jak ci się podoba? – dopytuje z ciekawością mentorka.
- Jest cudownie! – udaję zachwycenie.
- W takim razie jesteś już gotowa na Paradę Trybutów! Dziękuję za pomoc Darren – lekko się uśmiecha i odwraca znowu do mnie – to co? Idziemy?
- Tak, chodźmy – odpowiadam z delikatnym uśmiechem.

-----------------------------------------------------------------------
Tym razem specjalnie dla Was rozdział jest dłuższy :)
Zapraszam na fan page' a: https://www.facebook.com/5wb6hw4hbywrenb?fref=ts

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz