Rozdział: 2
- Jak polowanie? – wchodząc słyszę
głos mamy dobiegający z kuchni – Przygotowałam ci posiłek.
- Dziękuję, ale nie jestem głodna. Joe
dał mi spory kawałek szynki, i jeszcze trochę mi zostało – mówię grzebiąc w
torbie.
- To od twojego ojca – mama podsuwa mi
coś dużego, zawiniętego w kawałek płótna.
Ostrożnie biorę zawiniątko i odwijam drewniane cudo. To łuk. Drewniany,
ale solidny, z pięknymi zdobieniami.
- Jest cudowny! – mówię, wpatrując się w
dzieło ojca. – Skąd go masz?
- Joe przyniósł. Wkrótce będzie ci
potrzebny – mama zalewa się łzami.
- Spokojnie – mówię łagodnie. –
Przecież będę cię odwiedzać.
- A co jeśli cię złapią? – pyta mama
wtulona w moje ramiona tak, jak ja kiedyś w jej.
- Nie złapią – mówię, po czym całuję
ja w czoło i odchodzę przygotować się do egzaminu.
Jest punkt dwunasta. Stoję w kolejce do testu, o ile się nie mylę jestem
gdzieś dwudziesta piąta, Joe jest zaraz za mną. Po chwili donośny głos z głośników
informuje, że ,,czas zacząć coroczny egzamin sprawności młodzieży z obszaru jedenastego’’.
Jako pierwsza do kapsuły wchodzi rudowłosa dziewczyna z pewną siebie miną.
Kapsuła wynosi ją na powierzchnie, gdyż nasza ,,poczekalnia’’ jest pod ziemią. I po raz kolejny przemawia
głos z głośników:
- Grupa ósma; łowiectwo!
Jako drugi wchodzi chłopak z ciemnymi włosami i smutną miną. Podczas gdy
rudowłosa łowczyni wraca pod ziemię i zmierza w kierunku stalowych drzwi z
numerem ,,8’’.
- Grupa pierwsza; kucharstwo!
Z góry słychać szydercze śmiechy z ciemnowłosego chłopaka, podczas gdy
do kapsuły wchodzi jakiś blondyn. Budzi on we mnie uczucie, którego nie mogę nazwać.
Nie jest to miłość, ale coś takiego, że… że mogę mu zaufać, że jest odmieńcem,
tak jak ja. Czuję to w sercu, tak głęboko, że chyba głębiej już się nie da. I
nagle czuję, ze spotka go jakieś nieszczęście. Chcę go zatrzymać, ale jest już
za późno. Wszedł do kapsuły, która unosi go ku górze, jak winda. Kapsuła zjeżdża
na dół i wychodzi z niej ciemnowłosy chłopak, który wszedł przed nim. Niecierpliwie
czekam na werdykt, ściskając łuk od ojca, który ze sobą zabrałam.
- Dziesięć – odzywa się głos z
głośnika.
W kolejce zaczynają się szmery. Nikt nie wie co oznacza ,,Dziesięć’’,
ale Joe i ja wiemy. Odwracam się do niego i patrzę głęboko w jego czarne,
przestraszone oczy i otwieram usta, ale słowa uwięzły mi w gardle, on jednak
wie co chcę powiedzieć i kręci głową. Strażnik każe mi się odwrócić, więc robię
to bez oporu, ale niepokoi mnie jedna sprawa: dlaczego tamten chłopak nie
wrócił? Po nim poszły już dwie osoby i wróciły, teraz idzie trzecia, ale on
jeszcze nie przyszedł. Czy ze mną też tak będzie? Czy zostanę Dziesiątką i już
nigdy nie wrócę? Dziewczyna przede mną już weszła, za chwilę moja kolej. Wejdę,
i już więcej nie wrócę…
ALE SUPER
OdpowiedzUsuńO JA
<3