niedziela, 31 sierpnia 2014

Rozdział 2



Rozdział: 2
- Jak polowanie? – wchodząc słyszę głos mamy dobiegający z kuchni – Przygotowałam ci posiłek.
- Dziękuję, ale nie jestem głodna. Joe dał mi spory kawałek szynki, i jeszcze trochę mi zostało – mówię grzebiąc w torbie.
- To od twojego ojca – mama podsuwa mi coś dużego, zawiniętego w kawałek płótna.
     Ostrożnie biorę zawiniątko i odwijam drewniane cudo. To łuk. Drewniany, ale solidny, z pięknymi zdobieniami.
 - Jest cudowny! – mówię, wpatrując się w dzieło ojca. – Skąd go masz?
- Joe przyniósł. Wkrótce będzie ci potrzebny – mama zalewa się łzami.
- Spokojnie – mówię łagodnie. – Przecież będę cię odwiedzać.
- A co jeśli cię złapią? – pyta mama wtulona w moje ramiona tak, jak ja kiedyś w jej.
- Nie złapią – mówię, po czym całuję ja w czoło i odchodzę przygotować się do egzaminu.
     Jest punkt dwunasta. Stoję w kolejce do testu, o ile się nie mylę jestem gdzieś dwudziesta piąta, Joe jest zaraz za mną. Po chwili donośny głos z głośników informuje, że ,,czas zacząć coroczny egzamin sprawności młodzieży z obszaru jedenastego’’. Jako pierwsza do kapsuły wchodzi rudowłosa dziewczyna z pewną siebie miną. Kapsuła wynosi ją na powierzchnie, gdyż nasza ,,poczekalnia’’  jest pod ziemią. I po raz kolejny przemawia głos z głośników:
- Grupa ósma; łowiectwo!
     Jako drugi wchodzi chłopak z ciemnymi włosami i smutną miną. Podczas gdy rudowłosa łowczyni wraca pod ziemię i zmierza w kierunku stalowych drzwi z numerem ,,8’’.
- Grupa pierwsza; kucharstwo!
    Z góry słychać szydercze śmiechy z ciemnowłosego chłopaka, podczas gdy do kapsuły wchodzi jakiś blondyn. Budzi on we mnie uczucie, którego nie mogę nazwać. Nie jest to miłość, ale coś takiego, że… że mogę mu zaufać, że jest odmieńcem, tak jak ja. Czuję to w sercu, tak głęboko, że chyba głębiej już się nie da. I nagle czuję, ze spotka go jakieś nieszczęście. Chcę go zatrzymać, ale jest już za późno. Wszedł do kapsuły, która unosi go ku górze, jak winda. Kapsuła zjeżdża na dół i wychodzi z niej ciemnowłosy chłopak, który wszedł przed nim. Niecierpliwie czekam na werdykt, ściskając łuk od ojca, który ze sobą zabrałam.
- Dziesięć – odzywa się głos z głośnika.
     W kolejce zaczynają się szmery. Nikt nie wie co oznacza ,,Dziesięć’’, ale Joe i ja wiemy. Odwracam się do niego i patrzę głęboko w jego czarne, przestraszone oczy i otwieram usta, ale słowa uwięzły mi w gardle, on jednak wie co chcę powiedzieć i kręci głową. Strażnik każe mi się odwrócić, więc robię to bez oporu, ale niepokoi mnie jedna sprawa: dlaczego tamten chłopak nie wrócił? Po nim poszły już dwie osoby i wróciły, teraz idzie trzecia, ale on jeszcze nie przyszedł. Czy ze mną też tak będzie? Czy zostanę Dziesiątką i już nigdy nie wrócę? Dziewczyna przede mną już weszła, za chwilę moja kolej. Wejdę, i już więcej nie wrócę…

sobota, 30 sierpnia 2014

Rozdział 1




Rozdział: 1
     Wpatruję się w mały, jeszcze zielony listek klonu, który ciężko opada na moją dłoń. Nagle słyszę jakieś krzyki, a po chwili, w drzewo tuż obok mojej głowy, trafia jabłko nabite na znajoma strzałę.
- Hej, Rozelle! – słyszę w oddali i odwracam wzrok od strzały.
     To Joe. Jest w grupie łowieckiej, i właśnie teraz poluje. Znam go odkąd wypuściłam pierwsza strzałę. Trafiłam wtedy w jego torbę myśliwską, która do tej pory jest jeszcze przedziurawiona. Ale w końcu miałam dopiero osiem lat. Joe nauczył mnie wtedy polować, i od tamtej pory robimy to razem. Mimo, że ja poluję nielegalnie.
- Cześć Joe – staram się być uśmiechnięta, ale mój brzuch mówi sam za siebie.
- Jesteś głodna. Poczekaj, zaraz ci cos dam – racja, jestem głodna, ale przecież umiem sama o siebie zadbać.
- Wiesz, nie… - ale gdy Joe wyciąga z torby wielki kawałek szynki od razu zaczynam się ślinić i zmieniam zdanie – Chociaż… skoro nalegasz…
- Już niedługo będziesz mogła legalnie polować – mówi łowca, podczas gdy ja zajadam się szynką.
     Ma rację, ale wtedy przeniosę się na teren dla łowców, i… już nigdy nie zobaczę rodziny.  Dręczy mnie jednak inna myśl…
- A jeśli będę miała więcej niż jedną umiejętność? – pytam.
     Joe spuszcza głowę.
- Nie oszukujmy się! – ciągnę dalej – Mój ojciec jest drwalem, mama tkaczką, i do tego jeszcze poluję. To już trzy. A może jest coś jeszcze? Coś, czego nie odkryłam!
- Udawaj – rzuca Joe.
- Co?
- Nie pokazuj im innych umiejętności. Pokaż tylko jedną, najlepiej polowanie.
- Nie! – wybucham – Nie umiem ukryć tego kim jestem! Tak się nie da!
     Może trochę przesadziłam, ale taka jest prawda! Nie da się udawać kogoś, kim się nie jest, a przynajmniej ja tak nie umiem.
- Przepraszam, ja…
- Nic się nie stało – Przerywa mi Joe. Jak zawsze wszystko rozumie, nie jest zły, rzadko się wścieka. Jest wspaniałym przyjacielem. Nielegalnym, ale dobrym.
- Joe! – słyszymy w oddali – Joe, gdzie jesteś?!
- Idę! – wrzeszczy Joe.
- Pa – uśmiecham się na pożegnanie
-Pa – Joe także się uśmiecha.
     Zostaje w lesie jeszcze godzinę, a w drodze do domu sprzedaję swoją zdobycz.