Rozdział 4
Jesteśmy teraz w kapitolińskim samolocie. W międzyczasie poznaliśmy
Megan Allen – opiekunkę, jak i mentorkę, która mimo, że wychowała się w
Kapitolu, jest taka jak ja i Ryan – jest inna. Jednak cały czas tylko trajkocze
o tym, jakie jej życie jest trudne.
- Mówię wam: nie chcielibyście przeżyć
tego, co ja. Pewnie i tak byście już dawno poumierali!
- Możesz się zamknąć?! – najwyraźniej
Ryan nie wytrzymał. – Cały czas mówisz tylko o sobie! Co nas obchodzi, że
zabrakło ciastek pistacjowych i jakiegoś głupiego karmelowego mydła?! My mamy o
wiele gorsze zmartwienia: u nas ciężko nawet o mały kawałek chleba czy litr
wody do picia, a ty się wnerwiasz, bo
zabrakło ci lakieru do włosów?!
- Masz racje – Megan poważnieje – to
wy musicie się nawzajem zabijać, nie ja. Co prawda, ja też musiałam, ale to
było dawno temu i nawet już dobrze nie pamiętam, jak to było, oprócz tego, że
było potwornie.
- Nie, to ja przepraszam – Ryan się
uspokaja – nigdy się tak jeszcze na kogoś nie wściekałem. Przepraszam.
- To pewnie dla tego, że jeszcze nigdy
nie poznałeś tak samolubnej osoby jak ja - śmieje się Megan.
Nie potrafię jej rozgryźć; raz zachowuje się jak rozkapryszona
kapitolinka, a zaraz potem jak normalna dziewczyna, którą znamy już dobre parę
lat.
Wszystko dobrze Rozelle? – Ryan
najwyraźniej zauważył moje zamyślenie. – Coś się stało?
- Nie, nic. Jest super – odpowiadam, a
żeby to uwiarygodnić, lekko się uśmiecham.
Po wielkiej przemowie Megan o przetrwaniu na arenie, idę do swojej
kabiny. Po drodze widzę wiele wartościowych rzeczy, które oprócz stania i
połyskiwania do niczego nie służą. Dam głowę, że za cały taki samolot, każdy
mieszkaniec Lepro mógłby już do końca życia nie chodzić głodny. Jednak Kapitol
woli dysponować tymi oto statkami powietrznymi, którymi lecimy na pewną śmierć.
- O, tu jesteś! – wchodzi do kabiny
Megan – Wszędzie cię szukałam.
- Przecież mówiłam, że idę do swojej
kabiny.
- Najwyraźniej zapomniałam – Allen
siada na łóżku obok mnie. – Mam pomysł. Mówiłam wam o Paradzie Trybutów i o
stylistach. Ale… no… mogę zostać twoja stylistką?
- Ale mówiłaś, że każdy ma już
przydzielonego stylistę – dziwię się.
- Tak, ale na specjalne życzenie
Trybuta, można sobie wybrać. To co? Mam już pomysł na strój dla ciebie!
- Tak więc – udaję poważny ton –
możesz się czuć moją stylistką!
Po chwili głośno się śmiejemy, a Megan znowu zamienia się w tą dobrą i
wielkoduszna osobę, którą skrywa pod aroganckim kapitolińskim płaszczem.
- Kolacja gotowa. Zapraszam do jadalni
– wchodzi do pokoju służąca, za którą podążamy w kierunku jadalni.
To wielkie pomieszczenie ciężko nazwać jadalnią, bo jest po prostu za
duże, nie mówiąc już o tym, że wcale nie widać, że jesteśmy w poduszkowcu.
Siadamy na specjalnie wyznaczonych miejscach, a chwilę później podają nam dość
obfity jadłospis. Są w nim dania, o których ludziom z piątki, a nawet z całego
obszaru jedenastego się nie śniło. Kapitolinczycy są bardzo wybredni, skoro na
przystawkę podają homara z sosem z korzenia Lendirę (genetycznie zmutowany
korzeń Prymulki) i do tego marmolada z
cukinii. To trochę dziwne, ale wolę nie wnikać w ich gust, bo widząc po ich
ubraniach są nieco za bardzo kreatywni.
- Co bierzesz? – pyta Ryan.
- Yyy… może coś lekkiego, ale raczej
czegoś takiego nie mają – śmieję się.
- Może kurczaka? To chyba jest
najlżejsze – uśmiecha się blondyn.
- Dobra – mówię nieco obojętnym tonem
- ale bez sosu, tony przypraw, itp. Po prostu kurczak – mówię i patrzę na służącą,
która odwraca się i idzie w kierunku kuchni. Po chwili wraca i kładzie przede
mną dużego kurczaka z rożna.
- Dziękuję – uśmiecham się nieco i
zaczynam pałaszować kurczaka.
- Oh, co za styl! – zachwyca się Allen.
-Styl? – dziwię się.
- Kapitoliński. Taki zdecydowany, surowy,
mocny. Brawo! – klaska radośnie mentorka, podczas gdy Ryan przewraca oczami. –
Ale zajmijmy się igrzyskami, tak więc…
- Jakimi igrzyskami? – dopytuje blondyn.
- Nic nie wiecie o Igrzyskach
Niezgodnych? – marszczy czoło Megan, kiedy kręcimy głowami. – Właśnie jedziemy
do Kapitolu, gdzie spośród niezgodnych z systemem młodych ludzi w waszym wieku
wylosują dwie osoby przeciwnej płci, by stoczyły walkę na arenie. Z obszaru jedenastego
jesteście tylko wy, więc możecie być pewni, ze zostanie cię wylosowani.
Wspaniale, nieprawdaż?! Ale to znaczy, że na pewno zostaniecie wybrani na tą
okropną rzeź.
I znowu to robi. Znowu z aroganckiej i nieco głupawo, ale pozytywnie
nastawionej do świata kapitolinki zmienia się w dobrą, miłą, uczuciową i
inteligentną kobietę.